Mamo, Bajka mi zjadła kanapkę! – rozdarł się mój syn, mocno rozgoryczony. Wkurzyłam się. Siedzieliśmy sobie spokojnie przy stole, a ten sierotek głupiej kanapki upilnować nie może. To ty nie wiesz, że jedzenia trzeba w tym domu pilnować? – zapytałam oskarżycielsko. Pilnowałem… Ale jakoś nieskutecznie, co, z własnym psem sobie nie radzisz? To jak ty sobie dasz radę w życiu? – rozpędzałam się. Mamo… – młody próbował się usprawiedliwiać, ale nie byłam w nastroju do wysłuchiwania jego tłumaczeń. Nie jesteś już dzieckiem. Czas, żebyś bardziej koncentrował się na tym, co robisz – ciągnęłam pedagogicznie. Ale mamo… i nie przerywaj mi, bo wiesz dobrze, że mam rację – kontynuowałam niewzruszenie, aż zauważyłam, że syn posłusznie milczy, ale coś mi pokazuje. Taaak, syn wskazywał na mój talerz. Podczas mojej pogadanki wychowawczej Bajka podprowadziła mi makrelkę i dwa jajka w majonezie. I kto tu jest sierotek?
***