Nie ufaj, czyli dobry weterynarz to skarb

Nie ufaj, czyli dobry weterynarz to skarb
8 lipca 2012 Beta Plus

Dobry weterynarz to bezcenny skarb.
Ale nawet, kiedy trafiasz na super-fachowca, pozwól sobie na luksus powątpiewania w nieomylność lekarza. Weterynarze są różni i mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością, bo miałam wiele przykładów rażących błędów w sztuce lekarskiej. Wierzę, że wszyscy naprawdę chcieli mi pomóc, mieli dobre intencje, ale kiedy leczy się wiele zwierząt zapewne popada się w rutynę, działa stereotypowo, nie wgłębia w problem.
Szukamy zawsze najlepszych fachowców, najlepszych lecznic, jeździmy do Akademii Rolniczej we Wrocławiu, do klinik weterynaryjnych w Łodzi lub Kaliszu. A mimo to bywa różnie. Oto garść przykładów, dla ludzi o mocnych nerwach:

>> Nasza kotka Alfa po cesarce nie wybudza się. Przez dwa dni jeździmy do lekarza, który twierdzi, że wszystko jest w porządku! Nie podaje kroplówki, bo „u kotów nie daje się znaleźć żyły”, nie nawadnia podskórnie, bo nie widzi potrzeby. Kot umiera w drodze do innego lekarza.

>> Kotka naszej cioci, Mocca, z temperaturą trafia do specjalisty, który zleca szereg badań, a następnie stwierdza, że wyniki jednoznacznie wskazują na kocią białaczkę (choć tego akurat test nie wykazał). Delikatnie sugeruje uśpienie. Było to 4 lata temu, kot po antybiotyku wyzdrowiał i nadal żyje w świetnej kondycji.

>> Suczka Beta, rottweilerka z epizodami napadowego kaszlu. Prześwietlenie, diagnoza: nowotwór płuc. Lekarz proponuje „dośpić”, skoro już jest uśpiona do badań. Nie zgadzamy się. Suczka żyje jeszcze 3 lata, szczęśliwa i wesoła, choć pokasłuje (alergia?) Umiera w wypadku mając 10 lat.

>>Suczka Cola – cesarka, usunięcie macicy z powodu pęknięcia. Właściciel asystuje osobiście. Zabieg kończy się, lekarz zaczyna szycie, nagle okazuje się, że jedno szczenię przeoczył i pozostawił.

>> Poród, ostatnie szczenię nie może się urodzić. Suka naszych przyjaciół Bisa prze bezskutecznie, jedziemy do renomowanej lecznicy. Prosimy o szybką interwencję i na 3 godziny lądujemy w poczekalni. Mimo próśb przed nami wchodzą psy na czyszczenie uszu, rutynowe szczepienia, zdjęcie kamienia z zębów itp. Wreszcie w wyniku cesarki rodzi się martwe szczenię (zabieg zbyt późno).

>> Cesarka młodej, 3 letniej suni. Lekarze informują, że z powodu rozciągnięcia musieli niestety usunąć macicę. Dla hodowcy jest to niemiła wiadomość, szkoda suczki hodowlanej, ale najważniejsze, że pupilka szybko dochodzi do siebie. Pięć lat później, kiedy suczka ma już skończone 8 lat, właścicielka dostrzega powiększający się guz w brzuchu. Ku ogólnemu zdziwieniu okazuje się, że jest to ciąża! No cóż, suni usunięto tylko jeden róg macicy i cały czas była płodna, a przecież nikt nie ograniczał jej kontaktów z samcami, bo po co?

>> Szczeniaki znajomych mają biegunkę, badanie kału wykazuje kolibakteriozę. Wet. sprzedaje hodowcom antybiotyk, rzekomo świetny, ale bez ulotki. Ponieważ są dociekliwi, sprawdzają lek w Internecie. Rzeczywiście dobry i skuteczny, z małym zastrzeżeniem: nie wolno go podawać psom w fazie wzrostu, bo uszkadza chrząstki stawowe. Szczeniaki wyleczył inny lekarz, innym antybiotykiem.

>> Młoda kotka naszej znajomej trafia do lecznicy na sterylizację. Lekarze golą kicię, otwierają i nagle orientują się, że to samiec. Nie zauważyli tego wcześniej, bo „dali się zasugerować właścicielce”, (która się na tym po prostu nie zna). Kot umiera po dwóch tygodniach, na skutek infekcji przeniesionej z lecznicy.

>> Miot szczeniąt jest leczony na parwowirozę, choć sugerujemy inny powód biegunki. Ponieważ parwo jest wirusowe a na wirusy nie ma leku, więc leczenie jest objawowe, a antybiotyk jedynie „osłonowo”. Po kilku dniach i pierwszych zgonach (parwo, proszę pani, niestety uśmierca całe mioty) na żądanie właściciela wykonane zostaje badanie kału (nie ma takiej potrzeby, proszę pani, to ewidentne parwo). Sprowadzamy też test na parwowirozę, który może potwierdzić (lub nie) diagnozę lekarza. Wynik: kolibakterioza, antybiotykogram wykazuje, że podawany antybiotyk jest po prostu nieskuteczny. Sześć szczeniąt nie dożyło diagnozy, dwa po zmianie antybiotyku błyskawicznie wyzdrowiały.

>> Miot znajomych. szczeniaki nie mają jeszcze tygodnia, nie przybierają, piszczą. Lekarz orzeka herpeswirozę i bezradnie rozkłada ręce, bo leku na to nie ma i miot jest stracony. Drugi lekarz stwierdza syndrom toksycznego mleka, odstawia suczkę, malcy przechodzą na butelkę, dostają lekki antybiotyk i wszystkie zdrowieją.

I na deser historia, którą opowiedziała nam koleżanka, ale nie znamy osobiście tych ludzi.
Do lecznicy trafia w pudełeczku miot bokserków na obcięcie ogonków (dość dawno, zabieg legalny). Właściciele nie zwracają uwagi na dziwne zachowanie i wygląd lekarza, płacą i wychodzą do pobliskiej kawiarni, aby nie czekać w lecznicy. Kiedy po godzinie wracają, lekarz jest zaskoczony „to państwo chcą je zabrać z powrotem?” Okazuje się, że nietrzeźwy lekarz nie zrozumiał zlecenia i cały miot uśpił !!! Sprawa miała swój epilog w sądzie, ale życia szczeniętom nikt nie zwrócił.

Z własnych, bardzo dobrych doświadczeń, polecam w Kaliszu gabinety doktora Witczaka i doktora Ciszewskiego oraz gabinety wymienione w zakładce „Ważni i świetni”.